POD ŚCIANĘ?
Duńska firma, w ostatnich latach najbardziej kojarzona ze wzmacniaczami cyfrowymi, coraz śmielej poczyta sobie w segmencie zestawów głośnikowych. Po teście high-endowych monitorów Cue-100 do redakcji trafiły dość nietypowe podłogówki FR-2. W świecie audio funkcjonuje wiele stereotypów, z których spora część odnosi się do zestawów głośnikowych. Wymienię tylko niektóre: „jak kolumna ma bas-refleks z przodu, to można ją ustawić blisko ściany (nie daj Boże, żeby miała tylny bas-refleks)”; „kopułki metalowe brzmią ostro, a tekstylne łagodnie”, „żeby mieć dobrą stereofonię, przednia ścianka musi być wąska”. I tak dalej i tak dalej. Tak naprawdę, są to bzdury. Firma należąca do Petera Lyngdorfa, którego nie trzeba przedstawiać (uczyniłem to zresztą ostatnio, w recenzji modelu Cue-100, patrz AV 10/2024), od około dwunastu lat stara się podążać własną ścieżką, działając nieszablonowo. Nie kłania się w pas audiofilom tradycjonalistom. Wzmacniacz nie musi być „prostym drutem ze wzmocnieniem”, ba — nie musi być nawet analogowy. RoomPerfect, czyli system kompensacji zniekształceń powodowanych przez interakcję głośników z pomieszczeniem odsłuchowym, to nieodłączny element cyfrowych wzmacniaczy Lyngdorfa, które w praktyczny i dość skuteczny sposób niwelują problemy akustyczne, wobec których tradycyjne audiofilskie zestawy hi-fi są bezradne lub też wymagają profesjonalnej adaptacji akustycznej oraz bezkompromisowego ustawienia głośników. Bazując na obserwacji rynku i systemów domowych, Lyngdorf uznał (całkiem pragmatycznie), że akustyczne ideały stanowią jedynie drobny ułamek (promil?) populacji audiofilskich zestawów — i postanowił tak tworzyć swoje zestawy, by spełniały kryteria użytkowe, były w pełni adaptowalne do trudnych, a nieraz nawet bardzo trudnych warunków akustycznych. Podłóg tego założenia stworzono dwa modele zestawów głośnikowych: naścienne FR-1 oraz wolnostojące FR-2. Nie są to bynajmniej pierwsze zestawy głośnikowe w ofercie marki. Wcześniej zaproponowano dwa głośniki do zabudowy (CS-1 i CS-2) oraz naścienny monitor MH-2 przeznaczony do współpracy z subwooferem. FR-2 to w założeniu kolumna „pełnopasmowa”, która nie wymaga subwoofera. Zamiast niego potrzebuje jednak ściany umieszczonej za swoimi plecami. Przynajmniej tak twierdzi producent. Zaraz to sprawdzimy.
W POPRZEK TRENDOM
Trzeba przyznać, że kolumny sprawiają bardzo korzystne wrażenie. Są po prostu ładne. Szeroki (325 mm) front w połączeniu z płytkością (160 mm) obudowy to odwrócenie obecnie dominującego schematu stylistycznego. Gdyby nie głośniki, można by się pokusić o ustawienie FR-2 bokiem do przodu. Prostopadłościenne skrzynki są delikatnie wyoblone wzdłuż bocznych i górnej krawędzi, a całość stoi na czterech regulowanych stopach, mierząc nieco ponad metr wysokości. Nietypowe proporcje to jednak nie wszystko. Producent zastosował dwa wymienne panele: jeden wokół głośników, drugi na górze obudowy — oba stykają się wzdłuż górnej przedniej krawędzi i mogą być białe, czarne lub kawowe (mocca). Zrobiono je z płyt MDF, ale można je zastąpić tekstylnymi maskownicami (z tkaniny firmy Gabriel) w jednym z dwóch kolorów do wyboru — wówczas głośniki stają się niewidoczne, a całe kolumny jeszcze bardziej „znikają”. Przewidziano łącznie sześć kombinacji wykończeń: trzy jednolite i trzy dwukolorowe (panele i obudowy w innym kolorze). Esteci będą usatysfakcjonowani. FR-2 są kolumnami podłogowymi, ale... na podłodze wcale stać nie muszą. Przewidziano bowiem opcję zawieszenia ich na ścianie (w domyśle: tuż nad podłogą), co zapewne docenią osoby dbające o porządek — odsuwanie kolumn na czas sprzątania nareszcie odejdzie w niepamięć!
ZALETY USTAWIENIA PRZY ŚCIANIE
Praktycznych atutów takiego rozwiązania tłumaczyć nie trzeba, zwłaszcza paniom domu. Ale są i inne zalety wynikające ze „sprzężenia” głośników ze ścianą — pod warunkiem, że zostaną one zaprojektowane w odpowiedni sposób. Chodzi tu oczywiście o wspomaganie reprodukcji niskich tonów, które w omawianym scenariuszu zyskują do 3 dB na efektywności, czyli o 100%. Zastosowanie szerokiej obudowy nie jest tu oczywiście przypadkowe, ani podyktowane wyłącznie estetyką. Równie ważne (jeśli nie ważniejsze) są kwestie czysto akustyczne. Szeroka i płaska obudowa z jednej strony pozwala zbliżyć głośniki niskotonowe do nieskończonej odgrody (jaką w tym przypadku jest ściana za kolumnami), co maksymalizuje korzyści w dziedzinie efektywności reprodukcji basu (wspomniany wyżej efekt boundary gain). Z drugiej strony, płaska i szeroka obudowa pozwala ograniczyć zjawisko schodka dyfrakcyjnego (ang. Baffle step) wynikający z fizyki rozchodzenia się fal akustycznych, które z natury rzeczy uginają się na przeszkodzie (obudowie) o skończonych (niewielkich) rozmiarach. Efekt ten przeważnie rozważa się w odniesieniu do wysokich tonów, jednak w rzeczywistości dotyczy on każdej częstotliwości. Obrazowo rzecz ujmując, mówimy tu o „oblewaniu” obudowy przez fale dźwiękowe — tym bardziej, im są dłuższe (czyli mają mniejszą częstotliwość). Zjawisko to powoduje spadek efektywności przetwarzania, ponieważ fala nie biegnie już tylko do przodu, lecz także do tyłu — a przecież sumaryczna energia musi być zachowana. I właśnie dlatego dosuwanie kolumn do ściany powoduje wzrost natężenia niskich tonów w pomieszczeniu. Problem w tym, że jeśli kolumna nie znajduje się przy samej ścianie, to dochodzi do przesunięcia w fazie dźwięku bezpośredniego i odbitego. Ten niepożądany efekt zależy od odległości głośników od ścian(y) oraz częstotliwości. Następuje interferencja obu fal, co objawia się podbijaniem jednych częstotliwości i osłabianiem innych. Projektując kolumny przeznaczone do ustawienia pod ścianą, konstruktor niejako usuwa ten czynnik, co w połączeniu z płytkością obudowy pozwala także znacznie ograniczyć lub wyeliminować znaczenie schodka dyfrakcyjnego w obrębie niższej średnicy, gdzie ten efekt przeważnie występuje (tym wyżej w pasmie im węższa jest obudowa — dlatego wąskie obudowy wcale niekoniecznie są dobre, co wiele lat temu skutecznie wmawiała audiofilom pewna niemiecka firma głośnikowa). Oczywiście nie jest tak, że dosuwanie płaskich kolumn do ściany z automatu rozwiązuje problem nierównomierności basu w pomieszczeniu. Mody pomieszczenia są bowiem niezależne od ustawienia, jak również typu kolumn. Jedyne, co efektywnie uzyskujemy, to brak dodatkowego czynnika, który całą sytuację może pogarszać. Z drugiej jednak strony, efektywność generowania basu wzrasta i jeśli pomieszczenie jest kiepskie, to niczego dobrego nie uzyskamy... A wówczas okaże się, że kolumny ustawione w sposób bezkompromisowy, tj. z poszanowaniem wyłącznie zasad akustyki, zagrają lepiej. Dopracowane ustawienie może bowiem niwelować niechciane podbicia w miejscu odsłuchu. Tyle tylko, że jest to metoda o wiele bardziej skomplikowana, czasochłonna i dla wielu zwyczajnie niedostępna w praktyce. Lyngdorf postanowił zaprzyjaźnić się z efektem podbicia od ściany i wykorzystać go do poprawy efektywności, a jeśli basu będzie za dużo, do gry wkracza system RoomPerfect, który umożliwia bardziej efektywne wykorzystanie systemów korekcji (kompensacji) akustycznej. Jak widać, cała koncepcja płaskiej kolumny stojącej przy ścianie ma głębszy sens. Szczególnie w ramach koncepcji kompletnego systemu Lyngdorfa.
BUDOWA
FR-2 wykorzystują dwa 18-cm głośniki nisko-średniotonowe z membranami aluminiowymi oraz 28-mm kopułkę tekstylną. Pochodzenie tych głośników nie jest jasne, ale można przypuszczać, że pochodzą ze Skandynawii. Pewnym zaskoczeniem jest to, że mamy do czynienia z konstrukcją dwu-, a nie dwuipółdrożną. Z technicznego punktu widzenia jest to dość „odważne” posunięcie, które w tradycyjnym układzie głośników generuje potencjalne problemy z charakterystykami kierunkowymi w pionie. Z drugiej jednak strony upraszcza to zwrotnice. Lyngdorf nie jest pierwszym producentem, który w ostatnich latach sięgnął po konfigurację z dwoma midooferami w asymetrycznym układzie dwudrożnym. Dość lekkie obudowy zrobiono z płyt MDF o grubości ścianek do 22 mm (front). Głęboki na 8 mm frez w przedniej ściance, który przeznaczono na panel dekoracyjny (montowany na kołki), lokalnie zmniejsza grubość frontu do 14 mm. Poniżej dolnego woofera znajduje się pionowe wzmocnienie łączące ścianki przednią i tylną. Opukiwanie tylnej ścianki wskazuje, że jej grubość jest mniejsza niż frontu — słychać wyraźny pudełkowaty odgłos. Wytłumienie ma postać długiego kawałka standardowej watoliny umieszczonej na tylnej ściance. Ujście niewidocznego na pierwszy rzut oka bas-refleksu — który dostrojono dość nisko, bo do częstotliwości 40 Hz — znajduje się na wąskiej, spodniej ściance. Aby zapewnić rozsądną stabilność kolumn, wyposażono je w kolce, które można „ubrać” w płasko zakończone stopki chroniące parkiety i panele. Mimo to, kolumny są dość chwiejne w płaszczyźnie przód-tył, co przy ustawieniu pod ścianą oczywiście przestaje mieć znaczenie.
BRZMIENIE
Współcześnie produkowane kolumny muszą mieć dużo basu, ponieważ tego najwyraźniej oczekują klienci. Jedynie bardzo nieliczni producenci (głównie bardzo drogich kolumn) mają dziś odwagę zaproponować obudowę zamkniętą lub bas-refleks zestrojony z priorytetem na dobrą odpowiedź impulsową i możliwie płaską częstotliwościową. W kolumnach z wyższej półki to dziś chyba większa rzadkość niż w kolumnach średniej klasy. Swoisty paradoks. Lyngdorf zapewnia, że FR-2 zaprojektowano do ustawienia przy ścianie. Byłem bardzo ciekaw, jak szczupło zestrojono niski zakres, by uzyskać właściwą równowagę przy takim właśnie ustawieniu. Niestety nie mogłem go zastosować w praktyce, ponieważ rozmieszczenie mebli (i ustrojów akustycznych) w obydwu moich pomieszczeniach właściwie uniemożliwia dosunięcie kolumn do samej ściany. Jednak nawet gdyby się to udało, miałoby negatywne konsekwencje dla reprodukcji dźwięku (odbicia dźwięku od krawędzi stolików przy dużej ich powierzchni). Siłą rzeczy kolumny musiałem więc ustawić standardowo — w głównym pokoju z dala od ścian, w drugim zdecydowanie bliżej — co pozwoliło na ocenę strojenia basu w oderwaniu od kwestii ustawienia. Przypominam, że każde pomieszczenie jest inne, więc ustawienie przy ścianie da za każdym razem bardzo różny efekt. Opis brzmienia przy wymuszonym ustawieniu pod ścianą byłby więc mało wiarygodny. Chcąc nie chcąc, analizę brzmienia FR-2 zacznę właśnie od basu. Otóż jest on bardzo dobrze zestrojony — w sposób, jaki moim zdaniem powinien być standardem w (normalnych!) kolumnach tej wielkości. Nie mamy tu bowiem do czynienia z wyraźnym podbiciem średniego czy wyższego podzakresu niskich tonów. I wcale nie jest tak, że bas Lyngdorfów ustawionych jak normalne kolumny jest wątły, czy słabo rozciągnięty. Nie bije w tym względzie rekordów, ale absolutnie nie stwarza niedosytu, jeśli wziąć pod uwagę niewielką kubaturę kolumn. Uzyskano przy tym dobre oddanie impulsu, szybkość transjentów jest co najmniej poprawna, a kolumny nie bronią się przed graniem głośno — i tu mamy zaletę obudowy wentylowanej, która w krytycznych momentach odciąża woofery od pracy z nadmierną amplitudą, dając dodatkowe wsparcie w okolicach 40 Hz, gdzie charakterystyka już wyraźnie opada. Czy to oznacza, że FR-2 zagrają optymalnie, będąc ustawione bezpośrednio przy ścianie? Optymalnie myślę, że niekoniecznie, ale na pewno dużo lepiej od typowo zestrojonych bas-refleksów. Czy takie ustawienie nie będzie generowało nadmiaru niskich tonów? W moim salonie połączonym z kuchnią, przy ustawieniu kolumn 70 cm od ściany, średni bas był wyraźnie potężniejszy niż z zamkniętych Infinity Renaissance 80. Pomieszczenie to generalnie nie lubi bas-refleksów i bardzo czytelnie pokazuje, czy bas jest wspomagany otworem, czy też nie. W przypadku Lyngdorfów zaokrąglenie było obecne, ale odebrałem je jako przyjemne i zdecydowanie bardziej umiarkowane niż w przypadku wielu innych kolumn, jakie w tym samym pomieszczeniu były odsłuchiwane. Inaczej mówiąc, realizacja koncepcji producenta powiodła się i działa dobrze, dając sporą nadzieję, że ustawienie przy ścianie będzie faktycznie akceptowalne z punktu widzenia równowagi niskich rejestrów. Gdy dodamy do tego firmową korekcję RoomPerfect, efekt może być wręcz zaskakujący. Pod względem tonalnym Lyngdorfy brzmią raczej łagodnie, oddając prym średniemu zakresowi — tak bym to najogólniej ujął. Górny skraj pasma w pewnym sensie dopełnia dolny — również jest lekko zaokrąglony, przy czym jest to bardziej (częściej) słyszalne. Sygnatura miękkiej kopułki, która nie zapuszcza się zbyt odważnie w najwyższe rejestry, jest dość wyraźna. Efekt „napowietrzenia” sceny, oddanie metaliczności talerzy perkusyjnych są zdecydowanie po „łagodnej stronie mocy”. Jest to brzmienie bezpieczne, które wielu audiofilom się podoba. Taka duńska szkoła dźwięku, można by rzecz, bez silenia się na nadzwyczajną precyzję, klarowność, rozdzielczość. Zainteresowani takimi cechami dźwięku powinni skierować swą uwagę na recenzowane obok Linea Audio Mystique. Środek pasma jest obszerny i stosunkowo równo podany, choć gdy dokładniej się wsłuchać, da się stwierdzić niewielkie podkolorowania, w szczególności w wyższym podzakresie, który nie jest do końca czysty. To jednak nic poważnego. Oddanie barw określiłbym jako pastelowe, umiarkowanie nasycone. Za nic nie odgadłbym w ślepym teście, że głośniki nisko-średniotonowe są metalowe. Początkowo, gdy nie zdążyłem wczytać się w specyfikacje, sądziłem wręcz, że membrany wykonano z twardego tworzywa. W tym sensie uzyskano dobrą spójność charakteru średnicy z nienarzucającym się tweeterem. Scena dźwiękowa przekonuje jedną, ważną cechą: słychać, że mamy do czynienia z dość dużymi kolumnami — wydaje się, że nieco większymi niż faktycznie. Niewątpliwie ma to związek z szerokością frontu, a więc — jak mniemam — z minimalizacją wspomnianego efektu schodka dyfrakcyjnego (przesunięciem go niżej na skali częstotliwości niż zwykle). To prawdopodobnie dlatego Lyngdorfy grają solidnie — z ciałem, wyraźnym zaznaczeniem niższego środka. Nie otrzymujemy dźwięku efektownie odrywającego się od wąskich głośników, ale też nie jest on szczupły i rachityczny, jak w przypadku wielu kolumn, które ten deficyt starają się zatuszować dopalonym wyższym basem. Jestem wyczulony na omawiane zjawisko — być może dlatego, że obydwie moje kolumny odniesienia mają dość szerokie ścianki (Infinity są nawet szersze od Lyngdorfów). FR-2 są na szczęście wolne od omawianej anomalii. Z drugiej jednak strony nie kreują głębokiej i czytelnie uwarstwionej sceny, ani bardzo precyzyjnego ogniskowania obrazów pozornych. Zważywszy na domyślne ustawienie tych kolumn, te ograniczenia wydają się jednak drugorzędne. Dynamika jest jednoznacznie mocną stroną duńskich kolumn. Lubią grać głośno, a nawet, jak to się mówi, dać czadu. Świeżo zakupionej, funkującej płyty „A Go-Go” Johna Scofi elda słuchałem z zaangażowaniem, mocno przytupując nogami. Zwinny, motoryczny bas Lyngdorfów znów pokazał swoje dobre strony, a zdolność do generowania sporych poziomów SPL stawia FR-2 na równi z wieloma, wysokiej klasy głośnikami o bardziej konwencjonalnej formie.
NASZYM ZDANIEM
FR-2 to kolejne, oryginalne i fajnie brzmiące kolumny duńskiego producenta. Dobrze, że powstają takie głośniki — wyłamujące się z obowiązującego dziś schematu, uwzględniające ograniczenia wielu użytkowników, mogące pracować w bezpośrednim sąsiedztwie ściany (lub nawet tuż przy niej). Do tego ładne, grające spójnym, nienarzucającym się dźwiękiem, w dodatku z bardzo poprawnie zestrojonym basem — z akcentem na jakość, nie ilość. Z tego względu nie należy tych kolumn „szufladkować” jako nadających się wyłącznie do postawienia przy ścianie. Bo choć nie są to kolumny stricte audiofilskie, to uważam, że w wielu realnych warunkach odsłuchowych mają dużą szansę sprawdzić się nie gorzej, a nawet lepiej od kolumn konwencjonalnych. A jeśli zdecydujemy się na firmową elektronikę, korzyści z koncepcji obranej przez producenta mogą być nawet większe.