Lyngdorf TDAI-3400 pełny detalu i przestrzeni.
Bardzo lubię recenzować nowe wzmacniacze typu all-in-one. Za każdym razem nachodzi mnie refleksja, czy nie warto pozbyć się wszystkich moich „gratów” i postawić na taki wszechstronny „piec”. W takiej sytuacji mógłbym zrezygnować z dwóch monobloków, przedwzmacniacza, DAC-a i dzielonego przedwzmacniacza gramofonowego. Aby podłączyć wkładkę typu MC, wystarczyłby jedynie dobry SUT, na przykład ten od Fezza.
Do dziś doskonale wspominam jakość brzmienia wzmacniacza TacT Millennium w połączeniu z JMLab Mini Utopia. Dlaczego o tym wspominam? Otóż dlatego, że to właśnie Peter Lyngdorf stoi za tymi konstrukcjami wzmacniaczy cyfrowych. To zestawienie do dziś pozostaje w mojej pamięci jako przykład świetnie dobranego systemu.
Miałem już okazję testować w swoim systemie model TDAI-1120. Zaprezentował się on z dobrej strony, choć system RoomPerfect nie wypadł idealnie w połączeniu z Tannoy Arden. Było to jednak związane ze specyfiką konstrukcji tych głośników.
BUDOWA/WYGLĄD
TDAI-3400 dotarł w dość dużym kartonie, choć sam wzmacniacz nie jest szczególnie pokaźny. W kontekście standardów wzmacniaczy cyfrowych robi jednak bardzo solidne wrażenie. Patrząc na front urządzenia, wyraźnie widać linię podziału, podobnie jak w mniejszym modelu. Z lewej strony znajduje się czytelny wyświetlacz, a z prawej duże pokrętło, mniejsze pokrętło oraz gniazda z włącznikiem głównym.
Po wyjęciu urządzenia z kartonu przystąpiłem do instalacji. Proces ten jest dokładnie opisany w instrukcji obsługi i jest raczej intuicyjny. Dla usprawnienia podłączyłem urządzenie do sieci lokalnej przewodem LAN, co przyspieszyło instalację. Po konfiguracji wzmacniacz działał już wyłącznie przez Wi-Fi.
Obsługa urządzenia jest prosta i wygodna, głównie dzięki dedykowanej aplikacji. Oczywiście, możemy również sterować nim „analogowo” za pomocą pokręteł na przednim panelu lub pilota. Ja osobiście ograniczyłem się do obsługi za pomocą aplikacji, która pozwala na pełną kontrolę urządzenia – od konfiguracji wejść, przez regulację natężenia dźwięku, po korekcję RoomPerfect.
Do testów otrzymałem egzemplarz wyposażony w maksymalną konfigurację. Na pokładzie znalazły się dwa dodatkowe moduły. Pierwszy z nich to moduł wejścia/wyjścia HDMI 2.1, umożliwiający przekazywanie sygnału o wyższym kontraście i rozdzielczości – do 8K (50/60 Hz) i 4K (100/120 Hz). Drugi moduł, który szczególnie przypadł mi do gustu, to dodatkowe wejścia analogowe. Pozwalają one na podłączenie czterech źródeł, w tym jednego z przedwzmacniaczem gramofonowym dla wkładek typu MM. Jedno z wejść jest zbalansowane, z możliwością podłączenia przez XLR-y.
Ogromnym udogodnieniem jest wbudowany streamer. Oferuje on obsługę protokołów DLNA/UPnP oraz możliwość strumieniowania muzyki przez Roon, Spotify Connect, AirPlay 2 czy radia internetowe. Wzmacniacz TDAI-3400 obsługuje również usługę TIDAL Connect oraz dekoder MQA Core (Master Quality Authenticated). Opcje połączeń wydają się niemal nieograniczone.
Na szczególną uwagę zasługuje system RoomPerfect. W połączeniu z moimi JBL 4343 działał fenomenalnie. Jego prostota użytkowania jest niezwykle istotna – nie wymaga specjalistycznej wiedzy z zakresu akustyki. Kalibracja RoomPerfect polega jedynie na podłączeniu mikrofonu i wykonaniu serii pomiarów zgodnie z instrukcją. Warto jednak pamiętać, że system ten nie naprawi fatalnej akustyki pomieszczenia ani nie poradzi sobie z bardzo nietypowymi kolumnami głośnikowymi.
Po serii pomiarów możemy zdecydować, czy chcemy zoptymalizować miejsce odsłuchu, czy większy obszar. Tak czy inaczej, proces jest przyjemny, a efekty zaskakująco dobre.
BRZMIENIE:
Opis techniczny mógłby ciągnąć się jeszcze długo, ale wolę skupić się na możliwościach brzmieniowych tego urządzenia – całą resztę szczegółów znajdziecie na stronie producenta. Do oceny dźwięku wzmacniacza nie stosowałem żadnych korekt. Chciałem poznać jego brzmienie w wersji „sauté”. A więc – do dzieła!
Sobota rano: czarna kawa, notes przygotowany, repertuar wybrany. Trochę żałuję, że akurat nie miałem żadnej wkładki MM, bo z chęcią sprawdziłbym jakość wbudowanego przedwzmacniacza gramofonowego. Do testów wykorzystałem wejścia analogowe z dedykowanego modułu oraz składankę audiofilskich utworów z playlisty na Tidal.
Pierwszym wyraźnym atutem tego urządzenia jest jego szeroko rozumiana neutralność. W całym paśmie dźwiękowym była ona silnie odczuwalna, niezależnie od odtwarzanego repertuaru. Kolejne wrażenie to niezwykła „normalność” – spokój i brak nachalnych cech, co umożliwia długie, relaksujące sesje odsłuchowe. Co ciekawe, charakter brzmienia tego wzmacniacza nie sprawia wrażenia przesadnej suchości czy sterylności. Nie wyczuwam też techniczności w brzmieniu. Może nie jest to typowa, „otwarta” prezentacja na wzór koncertu live, ale płynności i gładkości Lyngdorfowi odmówić nie można.
Skupmy się na poszczególnych zakresach pasma,
Bas – szybki, dynamiczny, równy i bez nadmiaru. Jednocześnie zachowuje werwę i precyzję. Kontrabasy oraz szybkie partie gitary basowej mają wyrazisty atak i szczegółowość. Szczególnie zachwyciła mnie szybkość brzmienia – w muzyce klasycznej przyspieszenia (accelerando) były odwzorowane znakomicie, bez śladu zamulenia.
Średnica – bogata, dobrze nasycona i szczegółowa. Testowałem ją na bardziej popularnych utworach, takich jak nagrania Rolling Stonesów, gdzie średnica była pełna i gęsta. Wokale wypadły rewelacyjnie – głos Brendana Perry’ego był głęboki, przejrzysty i oddany z odpowiednim tembrem. Klasyka również wypadła świetnie: naturalne barwy instrumentów oraz równomierne pasmo bez faworyzowania. Detali jest dużo, ale nie męczą, a delikatne wygładzenie działa na korzyść.
W bardziej skomplikowanych aranżacjach Lyngdorf zachowywał równowagę i precyzję. Grał „z lekkością,” ale gdy było trzeba, nie brakowało rozmachu. W testach gitar elektrycznych, które są moim szczególnym zainteresowaniem, realizm był imponujący – odróżnienie brzmienia Fendera od Gibsona było proste jak nigdy.
Wysokie tony – subtelne, detaliczne i pełne powietrza. Nie męczą, nie mają naleciałości „nosowatych” czy innych przeszkadzających cech. Trąbka czy partie perkusyjne wypadały naturalnie i bez efektowności, która z czasem mogłaby drażnić. Góra spaja całe brzmienie w harmonijną całość – z oddechem, spokojem i świetną rozdzielczością.
Scena dźwiękowa – wysoce precyzyjna i dobrze zorganizowana. Nie ma sztucznego „rozdmuchiwania” przestrzeni, ale jakość nagrania odgrywa tu kluczową rolę. Lyngdorf nie poprawi słabych nagrań i potrafi bezlitośnie obnażyć błędy realizatorskie.
Całościowe wrażenia z brzmienia wzmacniacza robią ogromne wrażenie. Spodziewałem się, że to dobre urządzenie, ale bogactwo barw i ilość „powietrza” w prezentacji przekroczyły moje oczekiwania. Podczas długich odsłuchów nie znalazłem typowych wad wzmacniaczy cyfrowych – wręcz przeciwnie, prawda dźwięku oferowana przez Lyngdorfa bardzo mnie przekonała.
Podsumowanie Lyngdorf TDAI-3400 to niezwykle ciekawa i inspirująca propozycja, która może być ukoronowaniem budowy systemu audio po latach poszukiwań. Urządzenie pozwala na podłączenie niemal wszystkiego, zajmuje niewiele miejsca i potrafi przynajmniej częściowo zniwelować akustyczne wady pomieszczenia. Brzmienie jest przyjemne, umożliwiające wielogodzinne odsłuchy bez zmęczenia. Bas jest dynamiczny, średnica wyrównana i gładka, a wysokie tony pełne detalu oraz przestrzeni.