Recenzja Pier Audio MS-580 SE - Portal Wstereo

28-11-2024

Recenzja Pier Audio MS-580 SE - Portal Wstereo

TEST / PIER AUDIO MS-580 SE / Ludzie tworzący tę francuską markę mocno podkreślają swoje inżynierskie podejście do konstruowania wzmacniaczy, a także przywiązanie do tradycji. Widać to po ofercie – królują lampy. W tradycyjnej odsłonie, a także w stopniach wejściowych we wzmacniaczach hybrydowych. I taka właśnie hybryda trafiała na odsłuch. Oto test wzmacniacza Pier Audio MS-580 SE.

Jeszcze kilka lat temu ta marka była w Polsce w zasadzie nieznana, choć we Francji jest inaczej. Pier Audio to jednak dość specyficzna manufaktura – nie stawia na wielką promocję, nie ma nawet swojego oficjalnego profilu w popularnych mediach społecznościowych. Niewielka firma z siedzibą Vandome od 5 lat ma jednak w Polsce swojego dystrybutora – DNA Audio.

Firma zapewnia, że do projektowania elektroniki podchodzi z inżynierskim zacięciem i z poszanowaniem podstawowych zasad, które współcześnie nie zawsze są przestrzegane, a w XX wieku były standardem. Jednocześnie zapewnia, że dąży do oddania oryginalnego „dźwięku na żywo”. W ogóle odwołuje się często do przeszłości. “W naszych konstrukcjach lampowych korzystamy z doświadczeń zaczerpniętych z ery dźwięku analogowego z lat 70. Obecne trendy często polegają na mieleniu lub filtrowaniu coraz wyższych częstotliwości w celu uzyskania chirurgicznego, lub syntetycznego dźwięku. Prostsze nowoczesne konstrukcje często charakteryzują się brakiem głębi i prawdy w przekazie muzycznym, a uzyskany wynik w efekcie odbiega od materiału źródłowego, który jest bardziej realny w muzycznym wyrazie” – piszą na swojej stronie.

Jednocześnie firma dba o wizualną stronę swoich produktów. Urządzenia Pier Audio wyglądają dość tradycyjnie, jednak dzięki zastosowanym materiałom i pewnym zabiegom stylistycznym (m.in. charakterystyczne przednie panele w lampowcach czy wychyłowe wskaźniki w hybrydach) od razu rozpoznajemy je i przypisujemy do konkretnej marki. 

O ofercie Francuzów znajdziemy wzmacniacze lampowe i hybrydowe, zintegrowane i dzielone (preampy i końcówki mocy), źródło cyfrowe i preamp gramofonowy. Podzielono je na dwie linie: lampową o nazwie Classique oraz hybrydową Gold (w tej drugiej znajduje się odtwarzacz CD z lampowym stopniem wyjściowym i preamp gramofonowy). Odsłuchiwany wzmacniacz hybrydowy Pier Audio MS-580 SE to środek oferty serii Gold.

Pier Audio MS-580 SE – test. Budowa

Francuski wzmacniacz to kolejna już integra goszcząca u mnie w ostatnim czasie, której rozmiary odbiegają od tych najczęściej spotykanych w tego typu urządzeniach. Pier Audio jest dużo węższy, mierzy tylko 27,5 cm, reszta wymiarów jest już klasyczna. Wszystko to nie odbiera mu jednak powabu, bo prezentuje się naprawdę nieźle.

Od razu warto zaznaczyć, że francuska marka, jako jedna z nielicznych dziś, oferuje swoją hybrydę w wykończeniu ze złotym przednim panelem. Kiedyś takie wykończenie było częstsze, dziś spotyka się rzadko. A więc Pier Audio MS-580 SE możemy kupić w kolorze czarnym i złotym, nie ma wersji srebrnej. To na pewno dość intrygujące podejście, wyróżnia to tę markę od innych na rynku.

Przyjrzyjmy się więc temu, co znajduje się na froncie, a dzieje się tam sporo, to nie minimalistyczny projekt. Oczywiście od razu wzrok przykuwa spore “oko” z wychyłowym wskaźnikiem i tarczą o lekko żółtym odcieniu, które po włączeniu urządzenia jest podświetlone. Zaraz pod nim duża, srebrna, matowa gałka do regulacji głośności, otoczona kołnierzem o lekko innym, bardziej błyszczącym odcieniu. Nie ma skali wokół niej, ale aby ułatwić słuchającemu orientację, umieszczono na niej malutką kropkę-wgłębienie.  

Na lewo od gałki mamy tylko przycisk włączający wzmacniacz i w górnym rogu nazwę urządzenia. W prawym górnym rogu opis technologii zastosowanej przy budowie a poniżej – w pionowym rządku – diodki informujące o wybranym i aktywnym wejściu. Mamy jeszcze oczko odbiornika pilota oraz mały przycisk, za pomocą którego wybieramy wejście.

Z tyłu – porządeczek, aż miło. Wszystko ładnie pogrupowane, otoczone obwódkami i poopisywane. Z lewej strony cztery wejścia w standardzie RCA, pośrodku gniazda głośnikowe a nad nimi miejsce do wkręcenia antenki Bluetooth.

Po prawej stronie gniazdo na kabel zasilający i malutki, czerwony przełącznik napięcia. Aby nie korciło, żeby go przełączać, zabezpieczono go plastikową, przeźroczystą zaślepką. 

Wspomniałem o antence Bluetooth – wzmacniacz został wyposażony w odpowiedni odbiornik, który daje możliwość streamowania muzyki z urządzeń zewnętrznych bezpośrednio do wzmacniacza. Możemy więc przesłać do niego muzykę z telefonu, tabletu czy komputera i cieszyć się muzyką ze streamingu, nie dokupując streamera czy odtwarzacza sieciowego. 

Dynamika? Choć nominalnie nie jest jakimś mocarzem – 50 watów przy 8 omah – to w czasie odsłuchu radził sobie nadzwyczaj dzielnie. Naprawdę potrafił huknąć

Pier Audio MS-580 SE to wzmacniacz o budowie hybrydowej, czyli w sekcji przedwzmacniacza pracują lampy, natomiast stopień wyjściowy jest tranzystorowy i pracuje w klasie AB. W stopniu wejściowym wzmacniacza zastosowano trzy podwójne triody 6N11, jak podaje producent, typu NOS (New Old Stock). Wzmacniacz ma nominalną moc 2×50 W (8 ohm).

Warto wspomnieć o jednej rzeczy – patrząc na tylną ściankę widzimy, że jedno z wejść oznaczono jako BYPASS. Konstruktorzy wyposażyli Pier Audio MS-580 SE w to wejście, aby można było korzystać z niego z pominięciem sekcji preampu, tylko jako końcówki mocy. Dzięki wejściu BYPASS wzmacniacz z powodzeniem może być wykorzystywany do sterowania np. przedniej pary kolumn w kinie domowym. Ale mało tego – w funkcji BYPASS mamy możliwość pasywnego sterowania głośnością, także z ominięciem preampu. Warto te opcje wypróbować, mając źródło z regulowaną głośnością.

Polski dystrybutor tej francuskiej marki – warszawska firma DNA Audio – wycenił wzmacniacz na 7 190 zł. Zaliczam go więc do klasy B (średnia grupa cenowa, urządzenia od 5 do 10 tys. zł). W komplecie otrzymujemy pilota zdalnego starowania w kolorze odpowiadającym przedniemu panelowi: czarnego lub złotego.

Pier Audio MS-580 SE – test. Brzmienie

Często to poskreślam: nie lubię stereotypów, także tych dotyczących audio. Z mojego doświadczenia wynika, że wszystkie te opowieści o “brzmieniu srebrnych kabli”, “suchym graniu wzmacniaczy pracujących w klasie D” czy “cieple lampy” możemy sobie darować. W dużej mierze to bardziej audiofilskie mity niż opis rzeczywistości.

Ale jeśli jednak miałbym już absolutnie na siłę, z anegdotycznie “przyłożonym do skroni pistoletem”, wskazać, że jakaś technika czy materiał ma powtarzalne cechy, to wskazałbym na jedną grupę urządzeń. Są to właśnie wzmacniacze hybrydowe. Może wynika to z tego, że w sekcji preampu stosuje się podobne lampy, może ta technologia faktycznie generuje takie, a nie inne brzmienie? Nie wiem. Jednak po przesłuchaniu co najmniej kilkunastu hybryd wydaje mi się, że coś jest na rzeczy. I opisywany Pier Audio MS-580 SE wpisuje się ten właśnie rodzaj … No właśnie… Stereotypu? Charakteru? Nieważne. 

Jakie to granie? Po cieplejszej stronie neutralności i bardziej pełne; nastawione na relaks niż na epatowanie bezpośredniością; bardziej krągłe niż ostre. Od pierwszych godzin odsłuchy francuska hybryda takie brzmienie właśnie zaprezentowała. I nie nudziła, bo jeśli zapewni się jej dobre, przejrzyste źródło i okablowanie, to i potrafi huknąć. Ale przede wszystkim czarowała barwą dźwięku.

Pier Audio MS-580 SE zabrzmiał dość masywnie i gęsto, jak to hybryda. Ale szafował tymi cechami dość ostrożnie, słychać to, ale nie przytłacza. Włączyłem płytę “Tearing Sky” Piersa Facciniego – brytyjskiego gitarzysty i wokalisty, jego muzyka to taki trochę miejski folk z elementami muzyki świata. Od razy słyszymy, że jego głos brzmi dość nisko, w pełny sposób, a akustyczna gitara ma więcej masy, niż na przykład z niektórych lamp. Tak, tak … 

Coś bardziej złożonego i dynamiczniejszego? Łona i jego ostatnia, kapitalna płyta “Taxi”. Znowu jest dość grubo, ciepło i gęsto, ale też słyszymy, dlaczego tak się dzieje. Otóż – mimo że Łona, czyli Adam Zieliński, porusza się w estetyce hip hopu, a więc muzyki opierającej się na niskim dole – to bas z francuskiego wzmacniacza nas nie przytłacza, nie jest podbity czy przewalony. Ale też jest cały czas obecny, nigdy się nie chowa. Nadaje prezentacji masy i fundamentu, ale to nie z niego, albo nie tylko z niego bierze się masywność i ciepło. 

Bas lekko miękkawy, z odrobiną puszystości, wzmacniacz podaj z wigorem i odpowiednią energią, ale to nie są niskie tony, które bezpardonowo uderzą i nas znokautują. Poczujemy je, usłyszymy, ale raczej nas po inicjacji spróbują leciutko otulić. Nigdy nie zalewają reszty, choć są obecne. 

Całość prezentacji jest właśnie taka. Przeciwległe pasmo? Góra wyraźna, odpowiednio dźwięczna, ale bez narowistego charakteru. Nie przykuwa uwagi, jest, kiedy trzeba, ale raczej nie ukąsi, nie skaleczy. Ma w sobie dużo masy, jest gęsta, solidna. Złotego koloru, leciutko zaokrąglona, odpowiednio ciężka. 

Średnica – taka, że nikt nie ma wątpliwości, że Louis Armstrong to był wielki facet o niskim głosie. Francuski wzmacniacz nie wstydzi się pokazywać tego głosu nawet lekko przekalibrowanego, odrobinkę powiększonego i mocno dociążonego. Tak samo jest z saksofonem Coltrane`a, czy fortepianem Evansa. A wszystko połączone w jedną, piękną tkankę, bez wyraźnych szwów. A więc muzykalność i relaks, plastyka i przyjemność.

Pier Audio MS-580 SE jest jednocześnie wzmacniaczem, który bardzo dba o to, by pokazywać tkankę, fakturę dźwięków, wszystko to, co dzieje się między konturami. A te kreślone są dość grubą kreską z leciutkim rozmyciem. Aby bardziej je zaznaczyć, trzeba na przykład zastosować odpowiednie, podkreślające atak i wyrazistość okablowanie. Natomiast – jak już wspomniałem – bogactwo brzmienia jest bardzo dobre. Nuty są pełne informacji o tym, z czego składa się dźwięk, drobiazgów artykulacyjnych (prócz tonu podstawowego mamy sporo oddechów wokalistów, sapnięć, zadęć saksofonistów czy klarnecistów). To pozwala rozsmakować się w muzyce.

Jak widać z tego, co napisałem wyżej, francuski wzmacniacz prezentuje brzmienie bardziej relaksacyjne niż “sportowe”, narzucające się. Potwierdza to także tym, jak obchodzi się z wyrazistością brzmienia. Hybrydowy Pier Audio nie epatuje tym aspektem, nie podkreśla na siłę konturów dźwięków, nie wywleka na pierwszy plane tego, co jest na drugim i trzecim, nie podkreśla sybilantów ani muzycznego planktonu. Ale jednocześnie słuchając go, nigdy nie miałem wrażenia, że czegoś mi brakuje, że coś przede mną chowa, że czuję się przez niego okradziony z czegokolwiek. Po prostu wszystko to dobrano ze smakiem, jak w dobrej potrawie: nie dominuje żadna z przypraw, a jednak bez trudu możemy rozpoznać każdą z nich.

No… jest może jeden aspekt, którym Pier Audio MS-580 SE chce czasem błysnąć, i to mu się udaje. Chodzi o dynamikę. Choć nominalnie nie jest jakimś mocarzem – 50 watów przy 8 omah – to w czasie odsłuchu radził sobie nadzwyczaj dzielnie. Naprawdę potrafił huknąć, kiedy trzeba było przy AC/DC i naprawdę nie odczuwałem niedosytu, jeśli chodzi o skalę, a nawet potęgę, tak potęgę grania. Skala brzmienia mnie zadziwiła, choć pewnie nie powinna, bo dość ciepłe, pełne i masywne brzmienie temu sprzyja.

Ale francuska hybrydowa Integra nie ociąga się też, jeśli chodzi o szybkość. Nie jest może mistrzem świata w tej dziedzinie, ale niczego jej nie brakuje. To intryguje, tym bardziej że zaokrąglenie konturów i swobodne wybrzmienia nie ułatwiają w tej kwestii zadania. Ale jest energia, jest dobre oddanie rytmu i ataku, jest radość z grania.

Przestrzeń jest charakterystyczna dla ciepło i dość mięsiście brzmiących wzmacniaczy. Nie mamy więc mega precyzji w umiejscowieniu źródeł pozornych, ale też nie sprawi nam kłopotu wskazanie miejsc, skąd wydobywają się nuty grane przez poszczególnych muzyków. Otrzymujemy duże, plastyczne bryły dźwiękowe, których niemal możemy dotknąć. Prezentacja jest pierwszoplanowa, ale z zachowaniem i zaznaczeniem planów i odpowiedniej ilości powietrza. Rozmieszczenie dźwięków na planie lewo/prawo – bez uwag.

Na koniec dwa słowa o innych możliwościach tego wzmacniacza. Po pierwsze – może pracować jako kocówka mocy, producent nazywa to trybem BYPASS, omijającym sekcje przedwzmacniacza. Może się to przydać w przypadku, gdy chcemy na przykład napędzić przednie kolumny w systemie kina domowego wzmacniaczem Pier Audio, albo mamy źródło z regulowaną głośnością. Ale tu kryje się niespodzianka – bo ten tryb może być używany z zaimplementowaną pasywną regulacją głośności – wystarczy pokręcić gałką (producent nie tłumaczy szczegółów technologii zastosowanej w tym przypadku). Mówiąc inaczej: możemy w tym trybie podpiąć źródło ze sterowaniem głośności i sterować z niego poziomem, lub “normalnie” wpiąć się w końcówkę i sterować głośnością z jej poziomu, omijając sekcję preampu. Efekty?

O ile drugi z omawianych przypadków raczej możemy sobie raczej darować (końcówka i jej sterowanie brzmią gorzej niż integra wykorzystująca własny stopień przedwzmacniacza), o tyle sterowanie poziomem z dobrego źródła jest warte wypróbowania. Ja skorzystałem z odtwarzacza sieciowego z dobrą regulacją głośności, i efekt był ciekawy. Warto wypróbować, bo brzmienie różni się nieco od tego z pre. 

Podobnie jest z użycie łączności Bluetooth – to kolejny ciekawy dodatek do wzmacniacza, szczególnie dla tych, którzy muzykę z plików czy streamingu traktują jako źródło drugiego wyboru, a nie główne. Brzmienie jest nieco lżejsze i mniej nasycone, a także mniej barwne i zróżnicowane, ale za to nie można się przyczepić do dynamiki czy przestrzeni. Pewnie miłośnicy “cyfry” i tak będą korzystać z DAC czy odtwarzacza sieciowego, ale Bluetooth daje możliwość przyjemnego i bezproblemowego obcowania z muzyką.

Podsumowanie

Pier Audio MS-580 SE nie kosztuje wiele, a oferuje za wydane pieniądze naprawdę sporo. Daje możliwość różnego wykorzystania jego potencjału – możemy używać go “jak pan Bóg przykazał” jako integry, ale również jako końcówki mocy i to w dwóch odsłonach: z pasywną regulacją głośności i bez niej (w tej drugiej opcji sprawdza się lepiej). Można go więc np. wpiąć w system kina domowego – będziemy więc mogli słuchać i dobrego stereo, a i nasze filmy zyskają. Do tego łączność  Bluetooth daje możliwość korzystania ze streamingu i cyfrowego audio. To wzmacniacz o relaksującym, ciepłym brzmieniu, choć z naprawdę ostrym, dynamicznym pazurem. Gra plastycznym, muzykalnym dźwiękiem o pełnej, nasyconej barwie. Niewyczynowy jeśli chodzi o bezpośredniość brzmienia, wystarczająco rozdzielczy, za to ponadprzeciętnie bogaty tonalnie. Nie ujednolica nagrań, zachowując różnicowanie, potrafi wciągnąć w muzyczną zabawę. Za te pieniądze? W dzisiejszych czasach? Posłuchajcie Pier`a!

Czytaj pełną recenzję na stronie portalu wstereo.pl

Polecane produkty