Recenzja Lyngdorf FR-2 - Magazyn wstereo.pl

17-04-2025

Recenzja Lyngdorf FR-2 - Magazyn wstereo.pl

Dziś w świecie audio coraz większe znaczenie ma wygląd oraz użytkowe walory sprzętu. Elektronika czy głośniki muszą współgrać z nowoczesnymi pomieszczeniami, dawać też możliwość swobodnego ich ulokowania. Takie w założeniu mają być odsłuchiwane zestawy: dwudrożne, pełnozakresowe kolumny podłogowe, przeznaczone także do powieszenia na ścianie. Jak radzą sobie brzmieniowo? Oto test Lyngdorf FR-2.

Wielu miłośników dobrego brzmienia, którzy są w stałych związkach, a jednocześnie warunki lokalowe, w jakich mieszkają nie pozwalają na wygospodarowanie osobnego pokoju tylko do słuchania, znają ten problem doskonale. Brytyjczycy, którzy mają o wiele dłuższe tradycje audiofilskie, ukuli nawet na opisanie tego zagadnienie skrót: WAF. Pochodzi on od słów Wife Acceptance Factor, czyli po polsku Współczynnik Akceptacji Żony.

Ileż to razy audiofile słyszeli od swoich życiowych partnerek, że nie mogą kupić i postawić w salonie swojego ulubionego wzmacniacza, bo “jest wielki i brzydki jak noc”. Albo że kompletnie nie pasuje do wystroju wnętrza, a te jego wychyłowe i podświetlane wskaźniki “to już naprawdę kompletny obciach”.

Jeszcze gorzej jest z kolumnami głośnikowymi. Audiofile wiedzą doskonale, jak bardzo ważne jest ich ustawienie, jak zestawy muszą współpracować z pokojem poprzez odpowiednią odległość od ścian i od pozycji słuchacza. A w życiu okazuje się, że niestety najczęściej muszą być jak najmniejsze, jak najmniej widoczne i powinny stanąć wciśnięte w kątach i najlepiej zostać czymś zasłonięte… Na szczęście jest coraz więcej firm, które próbują walczyć o ów WAF i oferują sprzęt, który może być estetycznie i użytkowo bardziej akceptowalny. Jedną z nich jest Lyngdorf. 

To legendarna firma, na czele której stoi Peter Lyngdorf – twórca koncepcji wzmacniaczy “cyfrowych”. To on zaprojektował pierwsze chyba tego typu urządzenie na rynek konsumencki, słynny TacT Millenium. Do dziś są wierni swoim koncepcjom projektowania wzmacniaczy. Ale z czasem rozszerzyli swoją ofertę także o kolumny głośnikowe.

Duńczycy w zasadzie od początku swojej historii duży nacisk kładli także na wizualną stronę swoich produktów. Wierni stonowanemu, minimalistycznemu skandynawskiemu designowi, oferowali urządzenie wizualnie z jednej strony proste, nienachalne, a z drugiej piękne w swojej prostocie i braku ostentacji. Takie są też ich głośniki. A w dodatku konstruktorzy Lyngdorfa twierdzą, że odbywa się to bez straty w jakości brzmienia. Ba, mało tego – swoje głośniki reklamują jako zestawy, które mogą być zamontowane na ścianie lub ustawione bezpośrednio pod nią, i nadal dostarczać będą wielkiej przyjemności ze słuchania muzyki. 

Firma ma w ofercie całą gamę głośników montażowych, a także takich przystosowanych do ustawienia w pokoju. Są to głównie monitory, głośniki centralne, ale jest też sporo subwooferów. Najnowszym modelem jest Lyngdorf FR-2 – dwudrożne, pełnozakresowe kolumny podłogowe, przeznaczone także do powieszenia na ścianie. 

Lyngdorf FR-2 – test. Budowa

Kolumny, tak jak wcześniej wspomniałem, to przykład projektu minimalistycznego. Są bardzo proste, wymyślone tak, że z jednej strony nie rzucają się w oczy, a z drugiej – mogą stać się ozdobą niejednego pokoju w nowocześnie pomyślanym domu. Bo to, co geometryczne, czyste, też może być piękne.

Głośniki nie epatują absolutnie żadnymi ozdobami, ostentacyjnie wręcz są ich pozbawione. Zdobne pierścienie wokół przetworników, szlaczki, wstawki z innych materiałów, metalowe ozdoby, specjalne śruby – nic z tego ani z tym podobnych zabiegów nie zobaczymy na tych zestawach. A jednak przyciągają oko.

Przede wszystkim proporcjami obudów. Kiedy przyjrzymy się im bliżej, to pierwsze wrażenie jest takie, że głośniki zostały w nich błędnie zamontowane, bo na bocznej ściance … Nie, wszystko jest w porządku. Obudowy są bardzo płytkie, ich głębokość to zaledwie 16 cm. O tym dlaczego – za chwilę. Za to przednia ścianka jest bardzo szeroka, ponad dwukrotnie przebija wymiarami głębokość. Kolumny mają wysokość 102 cm, więc to średniej wielkości zestawy.

Obudowy Lyngdorf FR-2 wykończone są znakomicie. Zaokrąglone na łączeniach ścianek, pokryte matowym lakierem robią wrażenie, jakby były monolitem wyciętym z jednego kawałka jakiegoś materiału. Kolumny zbudowane są solidnie, każda waży 18 kg, nie słychać w nich głuchych odgłosów przy opukiwaniu. 

Na pewno wzrok przyciągać może szeroka przednia ścianka skrzynki. W jej płaszczyznę wkomponowano pionowe, zaokrąglone na dolnych rogach wcięcie, w którym umieszczono trzy przetworniki. Przechodzi ono na górną ściankę. Można tam zamontować specjalny panel na głośniki lub maskownicę. I tu zaczyna się zabawa w kolory, bo panel jest zdejmowany i wymienny.

Lyngdorf dostarcza swoje kolumny malowane w trzech stonowanych kolorach: białym, czarnym i mocca (rodzaj beżu czy szarawego brązu – mężczyźni mają kłopot z nazywaniem kolorów, to prawda znana od lat). I w takich samych kolorach dostarczane są wymienne panele. Możemy więc zamówić kolumny w jednorodnej barwie, lub poszaleć, i do obudowy w jednym kolorze zamówić panel w innym, na przykład skrzynka może być biała a panel w kolorze mocca. Możliwości jest więc sporo. 

Ale to nie wszystko. Kolumny Lyngdorf FR-2 maję też klasyczne maskownice. Jeśli więc ktoś nie chce oglądać przetworników, może zdjąć panel okalający głośniki i w jego miejsce założyć maskownicę. Te klasyczne, materiałowe maskownice dostępne są w dwóch kolorach: jasno i ciemnoszarym. Aha, na froncie pod panelem/maskownicą jest subtelne logo producenta.

Dwa słowa o tylnej ściance, dwa, bo niewiele się tam dzieje. Jest płaska, znajdują się na niej tylko otwory do mocowania na ścianie. Terminale głośnikowe, pojedyncze, znalazły się bardzo nisko, na samym dole przy spojeniu tylnej ścianki ze spodnią. Dobrej jakości gniazda są skierowane ukośnie w dół, i nie jest to najlepsze rozwiązanie. Jeśli mamy kable głośnikowe z dużymi bananami lub widełkami, a w dodatku grube i sztywne, to wpięcie przewodów może być nie lada problemem…

Lyngdorf FR-2 to głośniki grające z werwą, z pazurem, dając dużo satysfakcji z tego, jak rockowi perkusiści walą z impetem w bębny, a big bandowe sekcje dęte miażdżą nas swoimi krótkimi, celnymi uderzeniami. Dynamika to ich bardzo mocna strona

Zestawy Lyngdorf FR-2 są przystosowane do pracy blisko ściany lub wręcz na niej. Do tego służy specjalny zestaw montażowy. Ale możemy je postawić także w klasyczny sposób, i to w takiej odległości, jakiej chcemy. Do tego celu służą specjalne szyny mocowane do spodu, w które wkręcamy nóżki z możliwością regulacji wysokości, co pozwala na wypoziomowanie głośników. 

Na pracę przy ścianie ma pozwalać także akustyczna konstrukcja kolumn. Składają się na nią trzy elementy. Pierwszym jest ich strojenie, a więc strojenie zwrotnicy i dobór przetworników. Drugim jest konstrukcja obudowy: jej bardzo mała głębokość i sztywność ma niwelować niepożądane rezonanse, bo głośniki umieszczone są blisko tylnej ścianki kolumn. Trzecim elementem jest otwór bas refleksu odpowiednio strojony i skierowany ku dołowi. W tym cel kolumny zawieszone na ścianie powinny być umieszczone na odpowiedniej wysokości. 

Lyngdorf FR-2 to konstrukcje dwudrożne, z trzema przetwornikami. Za tony średnie i niskie odpowiadają dwa przetworniki o średnicy 6,5 cala (18 cm), wyposażone w solidne, wentylowane kosze odlewane, wyjątkowo silne magnesy oraz lekkie membrany aluminiowe. Miękka kopułka tweetera również posiada wzmocniony magnes, co pozwala na osiągnięcie maksymalnej efektywności i wysokiego poziomu głośności przy zachowaniu niskich zniekształceń. 

Głośniki mają stosunkowo wysoką skuteczność na poziomie 92 dB, dodatkowo bardzo liniowa impedancja na poziomie 4 Ohm umożliwia każdemu wzmacniaczowi pełne wykorzystanie ich możliwości. Producent podaje, że zestawy charakteryzują się pasmem przenoszenia 45 – 20 000 Hz (-3 dB).

Polski dystrybutor duńskiej marki Lyngdorf – warszawska firma DNA Audio – wyceniła parę kolumn na 17 780 zł. Zaliczam je więc do kategorii A (wyższa grupa cenowa, komponenty kosztujące od 10 do 20 tys. zł).

Lyngdorf FR-2 – test. Brzmienie

Tego typu kolumny – naścienne, designerskie, minimalistyczne – są czasem omijane przez część audiofilów, szczególnie tych bardziej konserwatywnych. Uważają oni, że tego typu konstrukcje nadają się bardziej do kina domowego, multipokojowch instalacji i tego typu zastosowań. I właściwie nie wiadomo, skąd takie podejście, bo to przecie najczęściej normalnie zaprojektowane, według wszystkich zasad sztuki inżynierskiej, głośniki. Tak więc bez zbędnych uprzedzeń przystąpiłem do słuchania. Na początek ustawiłem je tak, je zwykle ustawiam kolumny w swoim pokoju odsłuchowym. I skorzystałem ze swoich wzmacniaczy. Później były zmiany: i ustawienia, i amplifikacji.

Pierwsze wrażenia? Te kolumny lubią grać głośno. Naprawdę odkręcanie gałki w prawo im służy. Oczywiście chodzi o dynamikę, o której za chwilę, ale nie tylko. Przy głośniejszym słuchaniu brzmienie się nasyca, muzyka nabiera kolorów, jakbyśmy dodali nieco barwników do muzycznego obrazu. Dopełnia się również bas, stając się bardziej czytelnym i doważonym. Generalnie wzrasta plastyka prezentacji.

Wspomniałem o dynamice. Lyngdorf FR-2 mają pod tym względem sporo do powiedzenia. To głośniki grające z werwą, z pazurem, dając dużo satysfakcji z tego, jak rockowi perkusiści walą z impetem w bębny, a big bandowe sekcje dęte miażdżą nas swoimi krótkimi, celnymi uderzeniami. Jest szybkość, jest dobry atak, energia. Victor Wooten i jego bas jadą szybko i się nie zatrzymują a Rage Against The Machine sprawiają, że już po pierwszych taktach bardzo chce się wstać z fotela odsłuchowego i bujać w rytm muzyki.

Dobry PRAT jest zresztą przydatny nie tylko w muzyce opartej na mocnym i wyrazistym rytmie, jak rock czy muzyka taneczna. Bardzo wyraźne różnicowanie mikrodynamiczne, jakim mogą pochwalić się kolumny Lyngdorf FR-2, przydaje się też w bardziej kameralnej i spokojniejszej muzyce, sprawiając, że staje się ona bardziej żywa i urozmaicona, zróżnicowana i wciągająca.

Nie brakuje też skali brzmienia – szczególnie kiedy odkręcimy głośność. Rzadko słucham hip-hopu, ale ostatnia płyta Łony „Taxi” do mnie przemawia. I nie brakuje na niej masy i potęgi. To samo z elektroniką – sążniste klastry, basowe pomruki czy syntetyczne riffy mają odpowiedni wymiar i budowane są w bardzo satysfakcjonującej skali.

To nieczęste połączenie, nawet w tej wysokiej grupie cenowej, aby jednocześnie kolumny czarowały i szybkością, i skalą. Tu dzieje się tak, bo po pierwsze są one bardzo energetyczne (wysoka skuteczność daje werwę), a z drugiej strony odpowiednio ustawiona tonalność nadaje im potęgi. Chodzi o to, jak poczynają sobie z basem. Ale zanim przejdziemy do tego – dwa słowa o ogólnej tonalności.

Generalnie Lyngdorf FR-2 grają w sposób neutralny, generalnie. Jak to rozumieć? Mam na myśli to, że żadne z pasm nie jest ani odchudzone, ani dopalone, nie mamy więc do czynienia z pompowaniem czy filtrowaniem niższych składowych dźwięku ani podbijaniem pasma. Brzmienie jest odpowiednio plastyczne i trójwymiarowe, bryły mają swój odpowiedni kształt, barwy są odpowiednio nasycone; to nie jest granie ani przesunięte w kierunku ciepłego Dynaudio, ani lekko schłodzonego, jak w przypadku np. Triangla. Tonalnie kolumny są więc przejrzyste i stosunkowo niewiele wnoszące od siebie, co pozwala na kształtowanie ich brzmienia na przykład za pomocą elektroniki czy okablowania.

Z lekkim wyjątkiem przy niskich częstotliwościach. Bas ma bowiem – takie miałem wrażenie – nieco więcej energii, jest minimalnie – naprawdę minimalnie, ale jednak słyszalnie – wysforowany przed szereg. Nie dzieje się nic złego, nie dominuje, nie zalewa, ale jednak jest zawsze obecny, mocny, pokazujący swoje oblicze. I co ciekawe: stosunkowo niewiele się zmienia w zależności od ustawienia przy tylnej ścianie.

No właśnie, zajmijmy się więc tym, czym producent reklamuje te głośniki, a więc małą wrażliwością na położenie w pokoju, wszak to kolumny, które mogą grać w polu swobodnym, ale przystosowane są (strojeniem, budową i bas refleksem skierowanym w podłogę) też do pracy blisko ściany. Uważam, że praw fizyki nie da się oszukać, postawienie kolumn przy tylnej ścianie zawsze, w mniejszy lub większy sposób, wpływa na charakter przynajmniej niektórych aspektów brzmienia. Ale przyznam szczerze, że jeśli chodzi o tonalność, to Lyngdorf FR-2 należą do tej pierwszej grupy. Zmiany są zaskakująco małe.

Góra pozostała bez zmian: neutralna, dobrze różnicowana i rozdzielcza, acz bez ofensywnego charakteru. Bas zmieniał się u mnie w pokoju niejednorodnie. Ten najniższy, u samego dołu, odebrałem po przysunięciu do ściany w zasadzie bez zmian. Różnice były na granicy percepcji, zależały też bardzo od odtwarzanego materiału. Na tych naprawdę z dużym basem stawał się odrobinę podkreślony: najniższe, długie dźwięki kontrabasu czy elektroniczne pomruki. Podobnie było z midbasem, choć tam czasem różnica wydawała się większa.

Natomiast wyższy bas, ten, który łączy się z niską średnicą, staje się blisko tylnej ściany wyraźniej podkreślony, a tym samym wpływa też na to, jak odbieramy tony średnie. Muzyka staje się z tego powodu plastyczniejsza, odrobinę cieplejsza a bryły muzyczne bardziej trójwymiarowe. Basowe klarnety Bastardy nabierał body, wokale Kurta Ellinga miały więcej cielesności, a fortepian rósł w oczach. A więc podsumowując: rosła muzykalność i przyjemność z obcowania z muzyką.

Natomiast jest inny aspekt brzmienia, który dość mocno zmienia się wraz z dosunięciem do tylnej ściany (powieszeniem na niej). To jest przestrzeń. O niej zresztą trzeba napisać osobno kilka słów. Lyngdorf FR-2, grając nawet w swobodnym ustawieniu, nie generują jakiejś imponującej przestrzeni. Scena dźwiękowa zamyka się między głośnikami, poszczególne nuty rzadko wychodzą poza obrys skrzynek. Jest precyzja i dokładność, ale tak jak wspomniałem – w granicach bazy.

Jeśli chodzi o głębię, budowanie planów oraz wybrzmienia do tyłu sceny, to duńskie kolumny radzą sobie po prostu przyzwoicie: jeśli na nagraniach mamy plany, to one to pokażą tak, jak trzeba. Także bez uwag brzmią nagrania zrealizowane w pomieszczeniach o żywej akustyce, na przykład muzyka dawna nagrywana w kościołach. Mamy ten przestrzenny flow i odejście w wybrzmieniach, choć nie spodziewajmy się rozdmuchiwania sceny do rozmiarów stadionu.

Natomiast po przysunięciu skrzynek blisko tylnej ściany zmienia się sporo. Cudów nie ma, fizyki nie da się oszukać. O ile szerokość sceny pozostaje stabilna i na niezłym poziomie, to niestety znika głębia i plany. I nie jest to zmiana kosmetyczna, słyszymy to od razu i nie mamy co do tego wątpliwości. Scena oddala się nieco od słuchacza, ale bardzo trudno znaleźć na niej poszczególne plany, dźwięki pojawiają się w zasadzie na jednej głębokości i wybrzmiewają tylko lekko do tyłu.

Nie jest to jakaś wielka ułomność tych kolumn, w zasadzie nie znam głośników, które przysunięte pod samą tylną ścianę nie straciłyby głębi przestrzennej. To wynika po prostu z fizyki. Natomiast wiele zależy tu także od repertuaru, jaki słuchamy. Mainstreamowy pop czy rock nigdy nie imponuje tym aspektem brzmienia, a więc jeśli ktoś słucha w większości takiej muzyki, to nie będzie to dla niego wielki problem. Poza tym …

Poza tym możemy kompletując system zdecydować się na wzmacniacz Lyngdorfa. Miałem okazję słuchać ich różnych wzmacniaczy (testy Lyngorfów TUTAJ), a na czas odsłuchu kolumn dostałem jeszcze raz model TDAI-1120. I po raz kolejny skorzystałem z dobrodziejstw tych urządzeń. Przede wszystkim mamy w nich system RoomPerfect, czyli system kalibracji wzmacniacza do pokoju odsłuchowego (w zestawie mamy mikrofon, kabel, statyw a na pokładzie odpowiednią aplikację). Jego użycie daje naprawdę sporo, szczególnie w kwestii problemów z tonalnością i neutralnością przekazu (głównie działamy w domenie częstotliwościowej).

Ale to nie wszystko – wraz z wprowadzeniem na rynek głośników Lyngdorf FR-2 firma wprowadziła do wielu swoich presetów także ten oznaczony nazwą kolumn: FR-2. Jego włączenie daje ciekawe efekty, także przestrzenne. I tu znów posuwamy się krok do przodu. Ale zmiany dotyczą też przejrzystości i jeszcze większej muzykalności. Słowem – budując system warto pomyśleć o tych kolumnach i o tym, by zestawić je z firmową elektroniką.

Podsumowanie

Lyngdorf FR-2 to designerskie, piękne kolumny w skandynawskim stylu. Ich świetny, prosty projekt może się spodobać naprawdę wielu miłośnikom dobrego brzmienia, którzy szukają głośników do nowoczesnych wnętrz. A przy swoim stonowanym wyglądzie są zaskakująco różnorodne: producent tak wymyślił ich budowę, że możemy dobierać elementy wykończenia i żonglować nimi swobodnie, “dostrajając” wizualnie kolumny do pomieszczenia. Brzmieniowo Lyngdorf FR-2 do kolumny o mało zaznaczonym charakterze, co pozwala na kształtowanie brzmienia innymi elementami toru. Na pewno ich wielką zaletą jest świetna dynamika, i to ta w skali mikro, jak i makro. Podają muzykę szybko i z wigorem, mają świetny atak i timing. A jednocześnie potrafią łupnąć i pokazać prawdziwą skalę rockowego bandu czy orkiestry symfonicznej. Tonalnie zrównoważone i w zasadzie neutralne, z leciutkim uprzywilejowaniem basu. Barwowo są wystarczająco nasycone, nie można im zarzucić suchości, ale nie są też przesadnie wylewne. Dobra rozdzielczość i precyzja brzmienia, ale nie bezduszna, jest również płynność i spójność. Nieco gorzej wypada przestrzenność prezentacji, szczegolnie kiedy kolumny wiszą na ścianie lub są do niej blisko dosunięte. Warto łączyć je z firmową elektroniką Lyngdorfa, bo pozwala ona na niemal dowolne kształtowanie charakteru prezentacji. W ich wzmacniaczach jest nawet specjalny preset dedykowany tym kolumnom.

Czytaj pełną recenzję na stronie magazynu wstereo.pl 

Polecane produkty